Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przy bramie stało dwóch sołdatów.
Chwila zapartego oddechu — a nagle jednym skokiem rzucił się Oksza gołemi rękoma na najbliższego — zaczem tenże oprzytomnieć zdołał, już widział przed sobą lufę rewolweru:
— Otwórz natychmiast bramę!
Chłop, jak spiorunowany, wyciągnął klucz.
— Bóg i dla łotrów miłosierny, stęknął Grzela i wyciągnął nóż z karku drugiego sołdata, który rzężąc i krwią żygając, zwalił się na ziemię.
Porca Madonna! Żem też rzeźnikiem nie został! splunął.
Chłop, mający otworzyć bramę zawahał się chwilę. —
Rozległ się strzał — chłopisko runęło.
— A widzisz, pomyślał Oksza — trzeba ci tego było?
Górny z Grzelą otworzyli, a raczej wywalili bramę.
Na szerokiem podwórzu spoczywało kilkunastu żołnierzy — a ponieważ mieli być gotowi rano do wymarszu, więc leżeli naokoło nawpół już zagasłego ogniska, które wieczorem podczas zajęcia Trzask rozpalili.
Na odgłos wystrzału kilku z nich się zerwało — powstał popłoch i zamieszanie — w tej samej chwili wpadł z jednej strony przez bramę Oksza z Górnym i Grzelą — z drugiej z tyłu poprzez rów, prowadzący popod stajnię, Wojtek z Krukiem i Sroką — posypały się strzały — żołnierze zaczęli się rozbiegać, szukając kryjówek, z dworu wybiegł nawpół ubrany oficer z rewolwerem w ręku, dał kilka głośnych rozkazów, kilku żołnierzy podbiegło ku niemu a równocześnie posypał się z obór i stajen grad kul ukrytych tam żołdaków.
Okszy na chwilę pociemniało w oczach — a nagle z rozjuszoną wściekłością wyrwał szablę, rzucił się na oficera, otoczonego garścią żołnierzy — kule świstały wokół niego, ale żadna się Kaina-tułacza na ziemi nie imała. — Widział, jak jakiś żołnierz w obronie oficera nadstawił bagnet, ciął go daleko wyciągniętem ramieniem, inny nie zdążył wymierzyć,