Strona:Stanisław Karwowski - Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego T1.pdf/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wstydzić. Niejeden późniejszy działacz narodowy należał do uczni prof. K. Niestety garstka uświadomionych szczuplała w późniejszym życiu, a wielu w walce o byt upadały skrzydła i woleli iść wygodną drogą zaprzańców, zjawisko niestety dość częste na Górnym Śląsku.
Utrzymywał też bliskie stosunku z wychodzącemi w Raciborzu „Nowinami Raciborskiemi” i ich wydawcami dr. Rostkiem i I. K. Maćkowskim. Wydał także w tym czasie prócz szeregu większych dzieł historycznych, kilka tomików szkiców historycznych: „Z przeszłości Śląska” pod pseudonimem Wiktora Sońskiego.
Nie obyło się oczywiście i w Głubczycach bez szykan i objawów nienawiści przeciw Polakom. Gdy razu pewnego przypadło profesorowi Karwowskiemu wygłoszenie mowy na urodziny cesarskie, którą należało zakończyć okrzykiem na cześć panującego, wywiązał się ze swego zadania w ten sposób, że dał opis historyczny wojny francuskiej i unikając zręcznie słowa „nasz”, zakończył słowy: „Wobec takich zwycięstw dziś cały naród niemiecki na cześć swego cesarza wznosi okrzyk itd.” Obecni, wytresowani na stereotypowe zakończenie, nie zrozumieli, że to koniec mowy i nastała fatalna cisza i dopiero dyrektor, ratując sytuacyą, sam powtórzył okrzyk. Zakipiało wówczas w całem mieście i o mało nie przyszło do strasznej awantury. Sytuacya jeszcze się pogorszyła, gdy z okazyi udzielenia matury synowi, czy cp. pani Karwowska była obecną przy uroczystym akcie, który oczywiście nie obył się bez okrzyku na cesarza, przyczem czując się słabą, nie wstała z miejsca. Sprawa ta o mało nie przyprawiła prof. Karwowskiego o dymisyą.
To też jak zbawienia pragnął powrotu do kraju, za którym tęsknił bezustannie i do którego, skoro tylko mógł, podążał z rodziną na wytchnienie. Nareszcie, przepracowany, wycieńczony przykrościami i tęsknicą, zapadł tak na zdrowiu, że musiano mu udzielić emerytury. Po dłuższym odpoczynku przyszedł tak dalece do sił, że mógł podążyć do ukochanej Wielkopolski pełen otuchy i energii do pracy, pełen młodzieńczego zapału i z sercem przepełnionem miłością do swoich, o których nie wątpił, że po tylu latach wygnania przyjmą go z otwartemi rękami i przycisną do serca.
Ale taki to los wygnańców. Zapomina się o nich jako nieobecnych, twarde zaś życie w ciągłej walce zrobiło nas Wielkopolan mało skłonnych do serdecznych uniesień. To też zrazu owiał profesorstwa Karwowskich chłód obojętności. I choć już poważna liczba prac historycznych ustaliła imię prof. Karwowskiego w kołach uczonych, mała tylko garstka ludzi głębszej nauki, grupujących się koło „Towarzystwa Przyjaciół Nauk”, wiedziała o nim, ogół zaś przyzwyczajony raczej oddawać hołd mę-