Strona:Stanisław Karwowski - Historya Wielkiego Księstwa Poznańskiego T1.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

fesorów gimnazyum. Gdy przyszła kolej na prof. Karwowskiego, następca tronu, snać uderzony polskiem nazwiskiem, zapytał:
— Sądząc z nazwiska, nie musi Pan pochodzić z tym okolic?
— Jestem Polakiem z Wielkiego Księstwa Poznańskiego, Cesarska Wysokość! — brzmiała odpowiedź.
Przerażenie i zgroza zamalowały się w oczach obecnych. Spodziewano się strasznego wybuchu wobec takiej śmiałości. Lecz następca tronu z uprzejmym uśmiechem zwrócił się do Karwowskiego i odrzekł:
— W takim razie nie pojmuję, jak Pana można było przesiedlić w te strony! — i czas jakiś z nim rozmawiał.
Słowa sprawiedliwego księcia podziałały jak różczka czarodziejska na publiczność, która odtąd zaniechała prześladowań. Lecz nie na ministra, który trzymał Karwowskiego przez 8 i pół roku na najniższym stopniu, z minimalną pensyjką, wsuwając coraz to nowych, a często młodszych niemców przed niego. Dopiero energiczne osobiste upomnienie u ministra Gosslera spowodowało wreszcie przesiedlenie do Głubczyc na Górnym Śląsku i poprawę pensyi. Miasto coprawda było nawskroś niemieckie, ale znalazł tu przynajmniej dwóch towarzyszy niedoli śp. prof. Dr. Szenica i prof. Drzażdżyńskiego (dotychczas tam urzędującego), z kórymi szczera łączyła go przyjaźń.
Awansował też wreszcie 1885 roku na wyższego nauczyciela, a jak ceniono mimo dobitnie na każdym kroku zaznaczanej polskości jego sumienną pracę, świadczy fakt, że już 1891 roku otrzymał tytuł profesora, wówczas bardzo jeszcze rzadki, a krótko potem mianowano go radcą 4 klasy, a nawet przy udzieleniu emerytury udzielono mu orderu czerwonego orła.
Mimo niemieckiego charakteru miasta uczniowie gimnazyum byli w wielkiej części Górnoślązakami, którzy w sekscie ledwie się wysłowić mogli po niemiecku, a w prymie byli już zagorzałymi prusakami i wstępowali na uniwersytetach do związków niemieckich, szydząc ze wszystkiego, co polskie. Dziwnym sposobem utrzymały się w gimnazyum głubczyckiem lekcye polskiego języka, których udzielał na przemian z kolegami prof. Karwowski. Była też wówczas w gimnazyum garstka Polaków z Księstwa, którzy w domach polskich profesorów znajdowali pokrzepienie duchowe. Lecz nietylko tych umiał przyciągać Karwowski, ale wspólnie z zacną swą towarzyszką, która za najszczytniejsze zadanie postawiła sobie kształcenie polskiej młodzieży i jeszcze w Poznaniu, gdy długoletnia niemoc ją przywiązała do łóżka, wciąż otoczona była dziatwą, którą z przedziwną słodyczą uczyła dziejów naszego narodu — zajął się Górnoślązakami i wielu, wielu w domu profesorstwa Karwowskich otworzyły się oczy, że można był Polakiem i niepotrzeba się tego