Strona:Stanisław Grochowiak - Wiersze wybrane.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Człowiek z UFO
Zdawał się ten brak zręczności odwzajemniać,
Co czyniło go bliskim i zrozumiałym.

Staliśmy długo, przy osypywaniu się gwiazd
I chrobocie zwierząt w leśnych ostępach:
Dwaj mężczyźni
Aby życie moje — ze wszystkim — było nader

(Odruchowo przetrząsnąłem bluzę
W poszukiwaniu niedopałków papierosa.
TAMTEN
Powinien mieć zapałki)

Jego garnitur — obcisły i bez guzików,
Wydzielał łagodne, niebieskawe światło
Gazowych latarń, które widziałem w Paryżu.
Jego głowa
Była opancerzona,
Ale bez groźby, którą straszą żołnierskie hełmy.
Oddychałem szeroko i spokojnie
Nie czując nawet o jeden puls przyspieszonego tętna.



V

Kiedy przytknąłem dwa palce do ronda kapelusza,
Życząc mu dobrego wieczoru,
Nieznajomy uniósł powoli prawą rękę
Z palcami szeroko rozstawionymi wśród gwiazd.