Strona:Stanisław Grochowiak - Wiersze wybrane.djvu/386

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
Wizerunek
człowieka Słomczyńskiego
(fragment)


Od Słomczyna — gdzie z kościelnej skarpy
Na cmentarz
Jest spadzista okolica,
Sołtys z bratem Ignacem pognali na łeb na szyję
Aż do Jeziornej.

Tam —
W „Jeziorance”
Poukręcali sobie opiumowe makówki,
Na cztery wiatry rozkurzyli czupryny
I z wielkim niesmakiem rozdziobali śledzia.

Ser
Leżał odłogiem — nawet palcem nie tknięty,
Niby tercjarka w gordyjskim gorsecie.
(Macedoński w sam raz wyszedł, był tylko Przedni-Turecki.)

Więc chłopi napluli na swego,
Czapki w garść
I nuże przekomarzać się z drzewami.

Śmietana w Krakowie zdążył już wytrząsnąć trąbkę,
Kiedy Słomczyńscy dopięli celu —
Jednego wespół,