Strona:Stanisław Grochowiak - Wiersze wybrane.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przeszytej — prosto przez krtań — antyfoną strzelistą. Gruczoł trawienny
Świętego po przełknięciu Hostii, oto mi godne szaleństwa terytorium.

...I to nazywasz przemyślaniem? Geometria jest więc kredą
Na surducie belfra? Teologia — nikczemnością szpargałów,
W których pająk obraca karty? Mistyka — ucieczką raptowną
Z domu Głupców?... I ci głupcy, ostatecznie, bardziej cię bawią...

... O, tak, Dobry Panie, głupcy są odtrutką rozpaczy. Natura ich lubi
A czymże jest poezja, jak nie cząstką natury? Salutuje Geniusz
Rozsypany równo na miliardy cząsteczek. I już, upartemu,
Jawi się makówka. Teraz, gdy ją podświetlę fioletem
Niedzielnego wieczoru, mam obraz spaceru, jak z Hölderlina.

...Zalecasz więc tę drogę gruboskórną, tę ścieżkę tęgoskórów
W dantejskim lesie rzeczy?

...A uchrońże mnie, Panie! Ja, dopokąd idę,
Tratuję tylko siebie. Nie pytaj nosorożca o recepty, Panie.
Te się czerpie z aptek, jak nosorożce ze szlamu i papki zbutwiałych roślin
Guzy pancerza.