Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

urazy, widzę dziwy z cyckami jak dzwony gołe biegną przez rzednący szybko brzozowy lasek i klepią się po wypiętych zadach, lasek może być i sosnowy czy inne w stylu pastorale dekoracyjki lecz najlepiej białe brzózki różowo oświetlone wiosną, pojawiało mi się to i dawniej, obrazek scenka frywolna którą się pamięta, jest nawet gdy już nie widać nic i słyszy się tylko galopadę i klaskanie, Inżynier leżał rozebrany w lesie nad stawem, obok niego ona, powiedział mi gdzie będą, i może nawet żebym też przyszedł bo ona chce się z tobą zobaczyć powiedział, ale gdybym nie natknął się na tę i skwapliwie nie skorzystał z jej opuszczenia na tę niekurwę nie składa się tak pięknie mogłaby zresztą być kurwą najwyżej dla pijanych kolejarzy zauważyłem że mają jakby upodobanie do szpetoty opuszczenia w ogrodach to ładne w ogrodach wiosny musiała mi sama zaproponować ten staw bo chyba nie ja, opuszczenie do opuszczenia jest nawet więcej niż ich suma i może lepiej że nie przyszła albo ja pomyliłem godziny, ale znalazłem się tam wobec nich tak głupio sam po cóż mi to było, miałem więc jeszcze troskę więc jeszcze nie najgorzej, nie tyle drzewa co raczej żerdzie podreperuję nimi matce płot wali się już od dawna więc potrzebuję nie sądźcie że to dalej wy, wlazłem tam od razu na nich, nad stawem tym samym ta jedność miejsca coś z antycznej tragedii, ten olejek do opalania jest najlepszy kto to mówił ja czy ona czy ten łysawy osioł blond, nie wszedłem pod drzewo gdy się zaczął deszcz nie chciało mi się lub zapomniałem bo lunął nagle i zrobiło mi się zimno i może jakbym znów szedł przez te śniegi, te tak niedawno, no, te śniegi, a oni myśleli że się popisuję lub chcę ich rozczulić, przeziębisz się matka będzie mieć zmartwienie powiedział on czy ta julia, matka osiołkowie mówiłem kiedyś biedacy czy było mi ich żal, rozpalmy mu ognisko szkoda chłopaka dodał, nauczono mnie cenić dowcip ale kto wie czy on nie miał tego zamiaru naprawdę, szkoda mi było ciebie Inżynierze żal mi było z nimi wszystkimi chyba i takich byłem wrażliwy i nawet zwierząt uważałem niech się nie krzywdzi, poszli w głąb lasu po te jak powiedzieli suche gałęzie na ognisko, deszcz przechodził i w słońcu już czerwieniejącym zalśniły młode liście, pomyślałem o ścieżkach w lesie że są wilgotne i jak z gumy