Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rza miłość, albo i bez trupa, biegnie w każdym razie przez te polany albo brzeg jeziora te miejsca tak niedawno w ciszach i jasnościach a teraz drzewa zginane wichurą albo mroczne i kotłujące się jezioro czy nawet morze i chmury zwieszone nisko i poszarpane i czarne, to już scena końcowa, biegnie w tym wzburzeniu całej przyrody w tym jej straszliwym można by powiedzieć łkaniu, że się rozrzewniam sam i może bym rozrzewnił, nadeszła ta wiosna polany nagrzane leżeliśmy na zdjętych płaszczach, do szlochu sięgającego aż w przyrodę po czubki rozszalałych drzew lub fal jeziora czy morza i chmury rozdarte, frunąłem szybko, pamiętaj że to są tylko takie notatki do rozwinięcia i usuniesz wszystko co się tu wepchnęło niepotrzebnie, przez te miejsca tak niedawno, na przykład to słowo co ma być na zakończenie jest dość świńskie nieliterackie nigdzie przecież takiego nie czytałeś albo i zostawisz będzie oryginalniej rzecz będzie taka bardziej odkrywcza, przepisałem z tego wszystkiego jakieś półtorej strony, że dam jej, zaraz przepiszę, że dam jej tę kartkę zanim zacznę recytację, recytację kawałka przepisanego też do tej kartki niech pozna jak to ja proroczo, recytację na zakończenie tego z nią i zarazem tej com ją sobie naszkicował wzruszającej opowieści, takie zakończenie mi w tym frunięciu przyszło na myśl, uczyłem się go powtarzałem te słowa stojąc przed lustrem, zaraz stanę przed tym lustrem, dla dobrania właściwej interpretacji, miny pozy głosu, w znoszonej marynarce i starej koszuli i raptem zobaczyłem w lustrze żałosnego pajaca, lecz rozrzewnię i kończmy już mało czasu, pomysł mi się jednak dość podobał, wiedząc co ona ma mi powiedzieć wiedziałem też że nie zacznie od razu, trochę ją przecież znałem, kończmy;
tak, wszystko odbyło się według moich przewidywań, planu, dałem jej tę kartkę, niech to sobie potem przeczyta, powiedziałem, że wzruszony naszą miłością zawarłem tam całe tej miłości oślepiające światło, był piękny wiosenny wieczór i z maską która ze studiów przed lustrem wydała mi się najodpowiedniejsza na tego rodzaju uroczystość zacząłem recytację: — a teraz mów, no miałaś mi przecież coś powiedzieć; co? potem?, to ja ci powiem już teraz: mam cię w dupie, wypierdalaj.
Po czubki rozszalałych drzew.