Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
(Boję się potwornie tego przeniesienia.)

Mam prośbę do Ciebie, żebyś mi choć nie będzie dla Ciebie to ważne żebyś mi napisał coś o Tradycji zwykłej i jakichś pisankach że Ty też.

W—, szpital III, 3 IV 61.

Tu jest obrzydliwie czysto, piszę ponieważ to są te przedoperacyjne chwile które się tak potwornie dłużą, poprzedni list zdaje się był równie nerwowy co ten bo w takich chwilach jednakże skupienie jest rzeczą niemożliwą, wychudłam trochę krwi mam mniej ale herbatę sobie kawę ludzką mogę tu robić, matka — chciałam początkowo powiedzieć „ta wielka tkliwość” ale wiem że to sytuacja ta nienormalna sytuacja stwarza może ten pozór porozumienia i bliskości — przychodzi kiedy może ona ma gorszą chorobę wiesz krążenie martwienie palców (to coś w rodzaju choroby niebezpiecznej nieuleczalnej — Bürger — u mężczyzn przeważnie występującej), chodzi mi żeby ona się leczyła.
Sprawa Boga — powiedzmy tej niemożności objęcia czegokolwiek (to objęcie w sensie też innym jeszcze — bo sobie przypominam jak kiedyś mówiłeś — rozmawialiśmy o malarstwie Ty wtedy o nim pogardliwie że cóż można wyrazić przekazać gdy nie wiadomo czy nawet kolorów każdy nie widzi inaczej — co jednemu żółty drugiemu może to co ten pierwszy nazywa niebieski o ile nie co on nigdy nie zobaczy — i światów samych już kolorów jest może tyle ilu odbierających je d może jest też tak z innymi składowymi u każdego w świat w ogóle w cały (o którym w dodatku nikt nie może powiedzieć że jest obiektywnie bo nie jak przedmiot do zobaczenia w całości można parę kilometrów a dalej tylko w widzeniu wewnętrznym i też piloci czy ewentualni kosmonauci bo zacierające oddalenie już i tamte kilometry za dużo na poprawne objęcie najwyżej metry i w całości jedynie subiektywnie) i dwoje ludzi mówi do siebie z dwóch różnych światów nawet światów z dwu różnych systemów słonecznych (przeszedłeś już do spraw pisania i w pojęciu zdaje się wiele szerszym niż