Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.




Zresztą nie miałem na to czasu, moja wtedy harówa polegała i na myśleniu a ono całe mi się nagle wypełniało tamtym, świetnie srebrniało w tamtych śniegach, była wtedy najbardziej na to niedobra pora, spróbuj gdy jesteś dziadem przerwać choć na chwilę harówę źle wszystko już źle szło już całkiem nędzarsko, to było nazbyt jak na mnie arystokratyczne, miał rację ten ich wielki wkładając tego rodzaju sprawy w książęta czy wodzów czy podobnych panów, różnie im się rozwijały ale się rozwijały oni je mieli mogli mieć i niektórzy czas ich jaśnienia i zresztą czy rozwinięte w tragedie nie były wspaniałe, rozwinięte w te brunatne nieco lecz dalej słońca, a co nędzarz może mieć i w co mu się to może rozwijać jakie mu wstaną słońca z jego błot, jedyne co może mieć gdy mu się coś takie przytrafi lub zwidzi to pragnienie żeby to najprędzej przepadło, nędzarzom pozostawiał role szubrawców i komediantów, budzić odrazę lub śmiech, role obwiesi rabusiów sług żołdaków grabarzy i muzykantów kurduplów i błaznów, ale mam teraz mam czas wreszcie wypiąłem się na wszystko był to gest prawdziwie arystokratyczny, bo i zaczęło się ze mną gdy tamto przepadło wyrabiać całkiem arystokratycznie, i też arystokratycznie sobie na to pozwoliłem nie wsadziłem przed tym łba w swoje błoto nie wróciłem plunąłem w nie, — recytacja; rola; błazen; do końca; the rest is laughter; nie twój śmiech lecz z ciebie; w to sobie teraz wsadź ten swój czas.