Strona:Stanisław Brzozowski - Współczesna powieść polska.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wyjdźmy za miasto do robotniczej dzielnicy. Tysiące rodzin zostały pozbawione chleba, dlaczego? Czy chciał je skrzywdzić kto? Takie okrucieństwo byłoby czemś straszliwem, kazałoby przypuszczać jakąś szatańską złą wolę w swym sprawcy. Lecz kim jest tu sprawca? drobniutka wiadomość wyczytana w gazecie giełdowej wstrzymuje maszyny w obiegu, wyrzuca na bruk setki, tysiące istot. Nie winien nikt: kryzys przemysłowy. Bezdośrednio byłoby niesprawiedliwą rzeczą obwiniać tego lub owego fabrykanta, tego lub owego bankiera, przedstawiciela rządu. To jest ponad nimi, poza nimi. Coś bez twarzy, imienia, głosu, druzgocze, w błoto depce ludzkie życia i dusze. Nikt nie winien z żywych, pojedyńczych ludzi, nikt nie winien, że setki dziewczyn stają się i stać się muszą prostytutkami, że popełniane są i muszą być popełniane setki tak zwanych zbrodni, że następnie wiedzący o tej powszechnej bezwinie i bezsile sędziowie skazywać będą zbrodniarzy w imię sprawiedliwości na więzienie, śmierć. Napróżnobyśmy szukali pierwszej przyczyny i celu. Napróżno szukać