Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mego, myślisz nad tem, coby się z tobą stało, gdyby jaki przypadek nieprzewidziany, zawalił przed twemi oczami wyjście, i podziwiasz znów tego zakonnika, który tego wszystkiego się nie boi, nie myśli o tem wszystkiem.
Jak gdyby dla zachęcania cię do wydostania się z tej nory, przez rozpękniętą tam oto w górze ziemię, wkrada się do tego grobu okruszyna światła, wyciągasz dłonie ku temu promykowi, otwierasz usta dla zaczerpnięcia świeżego powietrza, przyspieszasz kroku, bo ci się świeca dopalać już zaczyna, potykasz się o jakiś przedmiot, grzęźniesz w jakimś mule, nie zważając już na to wszystko, idziesz wciąż z gorączkowym pośpiechem naprzód, i... świeca gaśnie, oczy ośłepia ci blask, ciepło cię ogarnia dokoła, jesteś w kościele.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .