Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeczuwając snać dobrze, że ztąd właściwie, niby ze słonecznej tarczy, mają się rozejść po świecie promienie nowej wiary, nie wynieśli się gdzieś daleko, lecz wkopali się w grunt, i siecią podziemnych kanałów, niby obręczą, otoczyli pogański gród. Obręcz była bezbronna, jak ich wiara, której cześć oddawali, przecież spełniła posłannictwo obręczy żelaznej, zmiażdżyła ściany, dokoła których się rozciągała.
Katakumby ciągną się więc w różnych kierunkach dawnej Romy, ale jedne do drugich są podobne. Ztąd widzieć jedne, znaczy tyle, co zobaczyć wszystkie; wszędzie bowiem ta sama konstrukcya, wszędzie te same wspomnienia na ścianach, niby korale na obrazach świętych porozwieszane. — Ja zstępuję do katakumb Ś-go Sebastyana, z wnętrza kościołka wznoszącego się przy Via Appia, pod wezwaniem tego świętego.