Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cej. Cudzoziemcy nie mogąc znieść nadzwyczaj gorącej pory, a którzy tu roją się zwykle w chłodnych miesiącach, powynosili się już do kąpielowych miejsc na północ: błąkaliśmy się więc tylko oboje po tych miejscach uciechy i wczasu świata, który skonał, nie pozostawiwszy w sercach żalu po sobie. Wobec ogromu budowli, majestatyczności ruin, wyglądaliśmy jak para Pigmejów nie z tej ziemi, która z dozwolenia jakiegoś pogańskiego bóstwa, w chwili snu miejsc tych stałych mieszkańców, Tytanów, stąpała bezkarnie, wglądając w szczegóły budowli olbrzymów, lękliwa, by się nie przebudziły Tytany, i nie spytały o nieproszonych odwiedzin tych powód. Ale Tytany spały sobie snem nieprzespanym, razem z tym światem, który zaludniały przed wiekami, a świat nowy, mógł się naszemi oczyma, dowoli przyglądać ich grobowcowi, pomnikowi