Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak! — o mało nie wyrwał mu się ten wykrzyknik pod wpływem wzroku baronowej, lecz wnet się opanował. — Nie. — wybąkał, — nic o tym nie wiem. —
Z trudem powstrzymywał nerwowe drżenie. Nie spodziewanie zaskoczyło go to zapytanie i najmniej się tego z jej ust spodziewał. Skąd dowiedziała się o podróży, która miała być tajemnicą dla wszystkich? Z przerażeniem przypomniał sobie nagle słowa dyrektora, że szczególnie miał się wystrzegać kobiet. Więc baronowa...
— Nic nie wiem o tym! — powtórzył — Myli się pani...
— Proszę nie kłamać! — powtórzyła — Chyba za to, co wczoraj uczyniłam dla pana, jest pan zobowiązany względem mnie do całkowitej szcze rości!
Teraz Marlicz poczuł dopiero że wpadł w pułapkę.
— No tak... ale zapewniam...
— Proszę nie kłamać! — powtórzyła — Kuzunow polecił panu udać się nocnym pociągiem do Wilna. Tam ma pan jutro odwiedzić niejakiego Drangla, doręczyć mu pieniądze i odebrać papiery. Daremne będzie wypieranie się, jak pan słyszy, — wiem wszystko...
Istotnie wiedziała wszystko.
— Kim pani jest? — szepnął zdumiony. — Nie znam nawet pani nazwiska?
— Kim jestem? — odpowiedziała spokojnie. — Nazywam się Tamara Dranglowa. Ongiś byłam żoną Drangla, tego samego, którego pan ma odwiedzić w Wilnie, a obecnie jestem narzeczoną pańskiego dyrektora, Jana Kuzunowa.