Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Kobieta, która niesie śmierć.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wały zwierzchnika. Na to najmniej był przygotowany. Więc Kuzunow nie dowiedział się niczego? Czemuż najadł się takiego strachu? Jaką zamierza powierzyć mu misję?
— Słucham pana dyrektora!
Kuzunow wciąż nie patrząc na Marlicza, milczał przez chwilę, wreszcie począł:
— Pojedzie pan dziś w nocy do Wilna. Znajdzie się pan tam jutro rano, a o siódmej wieczór uda się pan na ulicę Jezuicką — tu podał mu kartkę ze szczegółowo napisanym adresem — do niejakiego Drangla. Odbierze pan od niego zapieczętowaną kopertę i doręczy mu wzamian pięć tysiący złotych. Su mę tę, wraz z pieniędzmi, potrzebnymi na podróż, otrzyma pan z kasy.
— Rozumiem! — skinął głową, gdyż całe te zle cenie wydało mu się łatwe i jeszcze nie pojmował, czemu Kuzunow uczynił tak długi wstęp do niego.
— Tylko... — raptem wymówił dyrektor — spra wa jest poufna do najwyższego stopnia. Nie sądzę — spojrzał na jakiś list, leżący przed nim — aby ten — od kogo pan ma odebrać papiery, chciał pana oszukać. Jak z tego listu wynika — dodał w zamyśleniu, raczej sam do siebie — zależy mu bardzo, by one zna lazły się u mnie. Ale, natomiast inni mogą robić sta rania, żeby zaleźć się w ich posiadaniu.
— Zechcą mi je odbierać?
— Możliwe! Należy być przygotowanym na wszystko! Dlatego właśnie wybrałem pana i niech pan nie ufa nikomu i niczemu. Pod żadnym pozo rem nie waż się pan zdradzić, że mu zleciłem tę misję i unikać proszę kobiet.
— Ależ ja nie zadaję się z niewiastami! — zawołał szczerze Marlicz — i napewno nie opowiem