Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powtarzać z lekkim uśmiechem ironji posłyszane szczegóły — przysłoniwszy tylko mgłą tajemnicy, ze zrozumiałych względów — osobę informatorki — panny Loli. Obaj panowie przysłuchiwali się jego słowom z wielką uwagą, choć nieco odmiennie. Welesz słuchał ich niczem dobrej bajki, Korskiego zafrapowały mocno.
— Jutro jedziemy odwiedzić biedną pannę Józkę! — zakończył Doriałowicz swe opowiadanie.
Wesoły Hipcio w lot pochwycił znakomity pretekst do ponownego spotkania się z Mary.
— I ja jadę z wami... — żywo oświadczył — zabierzcie mnie z sobą... Hipcio bardzo prosi...
Prosił tonem rozkapryszonego dziecka, spoglądając na Mary. Zanim ta zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, z ust Doriałowicza padło zaproszenie:
— Skoro tak tego pragnie, niech jedzie z nami... Jak myślisz Mary?
Choć niby zapytywał o jej zdanie — rozumiała, że protestować jej nie wypada, nie czyniąc wyraźnego afrontu Weleszowi. To też nie mogąc postąpić inaczej, na znak przyzwolenia lekko skinęła głową. Był jeszcze ktoś, ktoby bardzo chętnie wraz z niemi się tam znalazł, ale go wcale nie zapraszano — tym kimś był — skromny sekretarz Korski.


Rozdział V.
NAZAJUTRZ.

— Dziwne, Stachu, bywają spotkania... z uśmiechem rzekła Mary, gdy Korski nazajutrz, znalazł się w jej mieszkanku.

61