Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mańce znudziło się ględzenie grubasa. Oschle odparła:
— Panna Mary nigdzie nie pojedzie, ani też o niczem pan ją „ostatecznie” nie przekona... Pragnie znaleźć się w domu!
— Doprawdy chcesz wrócić do domu, kochanie? — z jakimś rozczarowaniem w głosie zapytał Doriałowicz wszak pan Hipolit tak serdecznie zaprasza... Ja osobiście...
— Ależ boli mnie głowa!
Dotknęła ręką czoła, symulując migrenę. Czuła się jaknajzdrowsza — ale draźniło ją dalsze narzucanie towarzystwa Welesza. Czyż nie spostrzegł Doriałowicz, że grubas pod pokrywką żartów „przystawia” się wcale niedwuznacznie? Musiał to spostrzec — i nie tylko nie reagował, ale milcząco zachęcał do flirtu... Cóż to miało znaczyć?...
— Boli mnie silnie głowa! — powtórzyła.
Tyle stanowczości zabrzmiało w jej głosie, że dyrektor nie nalegał dłużej. Postarał się odmowie nadać uprzejmą formę.
— Nie dziwię się — rzekł — iż mogła pannę Mary rozboleć główka po równie ożywionym dniu, jak dzisiejszy. Nie nadmieniam tu o spotkaniu z srogim pożeraczem serc niewieścich, naszym kompanem, panem Hipolitem... Ale panna Mary zemocjonowała się przedtem pewnem opowiadaniem...
— Jakiem? — zawołał wesoły Hipcio.
Doriałowicz stał się bardzo poważny i przytłumionym głosem wyszeptał:
— Jest banda w Warszawie, mordująca kobiety!
— Co? — zawołali niemal jednocześnie Welesz i Korski.

Rad z wywołanego wrażenia, jął teraz dyrektor

60