Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powalony mężczyzna może się ocknąć i znów powstać. Zaraz...
— Chodźmy!...
— Czekaj!... Wszystko trzeba robić, rychtyk.... Hipek, a ty nosisz portki na pasek, czy na szelki?
— Na pasek!.. — odparł Hipcio, nie rozumiejąc o co chodzi.
— To dawaj!... — a gdy Hipcio pokornie odpiął swój pasek, starannie nim skrępował leżącego.
— Teraz gadaj panna, co jest? — zapytał poważnie.
Dziewczyna tymczasem, wpatrzywszy się w twarz Wawrzona, nagle zawołała radośnie:
— Pan Balas! — Pan mnie wyratował? To, ja Józka...
— Ty, Józka? — mruknął, stopniowo trzeźwiejąc i poznając dziewczynę — skądeś się tu wzięła?
— Długo tłómaczyć, panie Balas! Później wyjaśnię! Uciekam z tego domu — wskazała na bielejącą masę, której oni błąkając się popijanemu dotychczas nie zauważyli — tam dzieją się rzeczy straszne!... Chcieli mnie zamordować!... Wymknęłam się.. Ale jest jeszcze Mańka, pańska szwagierka. Zakradli się tam niedawno jacyś ludzie...
— Może Den? — zapytał niecierpliwie Welesz, któremu również powracała przytomność.
— Nie wiem!... Była strzelanina!... Jednego zabili... Drugi żyje ale razem z Mańką zamknięty w podziemiach... I mnie chcieli wrzucić!.. Podziemia mają zaraz wysadzić w powietrze.

Chaotyczne opowiadanie dziewczyny niezbyt było zrozumiałe dla Balasa. Tyle tylko pojął, że jest koło domu, którego szukał, że więzi w nim Mańkę, zapewne Dena i że niema chwili do stracenia...

224