Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chyba nie! A może przez ten czas, przez który stracił z oczu samochód, ktoś wewnątrz ukryty z niego wysiadł i wszedł do willi? To przypuszczenie wydawało się prawdopodobniejsze... Bo trudno było mniemać, że szofer li tylko dla przyjemności nocnej przejażdżki odbył tę długą wycieczkę i zadowolony z niej wrócił do miasta...
Teraz spojrzał Den uważnie na znajdujący się przed nim pałacyk — i drgnął nagle...
O znał dobrze tę willę, znał, i o niej właśnie myślał, stojąc na progu domu Balasa! Była to ta sama, którą raz już cichaczem przetrząsnął starannie w poszukiwaniu zaginionego szweda. Wtedy nie wydała mu swej tajemnicy, czyżby dziś miało być inaczej?...
Powoli jął się skradać — ale wnet spostrzegł, że willa jest całkowicie ciemna. Robiła kompletnie obumarłe wrażenie i nic nie świadczyło o tem, że znajdować się w niej mogą ludzie.
Den zajrzał przez szparę w okiennnicy — i znów natrafił na cienię... Czyżby się pomylił, czyżby w rzeczy samej szofer Doriałowicza wyłącznie wybrał się na spacer? Nadzwyczajne! A może oszukano go sprytnie, zauważywszy jego obecność i auto podąża do prawdziwego celu? Gonić je teraz niema sensu...
Odstąpił o parę kroków i zagwizdał z cicha... Próżno odbył tę przejażdżkę! Pechowa była ta willa, bo raz się już do niej zakradł, aby nic nie wykryć! Czyż ma się zakradać, by sprawdzić luźne przypuszczenie, że ktoś się tam skrył, wyskoczywszy z auta? Poco? Znowu ujrzy pustą sień, przybraną rogami jeleni z wielką gdańską szafą oraz parę bogato urządzonych pokojów — również pustych...

A jednak... A jednak raz jeszcze postanowił zaryzykować. Wbrew zdrowej logice, wbrew temu co

194