Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zyskując całkowicie świadomość. — Pisałam do pani w rzeczy samej, bo skoro się rozstajemy...
— My się rozstajemy?...
Tyle zdziwienia zabrzmiało w głosie dyrektora, że Mańka aż uniosła się na swojem łożu. Toć po tamtej scenie, kiedy powiedziała mu wprost, że pragnie ją „podstawić” Weleszowi, po scenie brutalnej, po której nie pokazywał się przez dwa dni, zapytywać jeszcze, czy się rozstają...
— Przecież wtedy?...
Doriałowicz wykonał ręką ruch, niby pragnąc powstrzymać dalsze słowa pupilki. Łagodnie tłomaczył:
— Niepotrzebnie się uniosłaś! Umyślnie nie pokazywałem się przez dwa dni, aby ci dać ochłonąć. Zresztą, uczyniłem rachunek sumienia sam ze sobą. Może postępowałem niewłaściwie... Próbowałem cię nadto!... Bo powiem szczerze, podobasz mi się bardzo... Ale wyznaję, chwilami obawiałem się przywiązywać do ciebie, nie mając zaufania do twojego charakteru. Dziś, po namyśle, cenię ten charakter, bo tylko kobieta uczciwa umie tak powiedzieć prosto w oczy, co ma na myśli, jak ty to wtedy uczyniłaś.
Mańka uszczypnęła się mocno w rękę, aby się przekonać, czy nadal nie śpi i to, co słyszy, nie jest przedłużeniem poprzednich majaczeń. Zimny, oschły Doriałowicz przemawiał w taki sposób? Nie wierzyła własnym uszom. Więc jej przypuszczenia były niesłuszne?
— Czemuż mi pan dziś dopiero to wyznaje? — zawołała.
Po twarzy Doriałowicza przebiegł bolesny uśmiech.

— Drogie dziecko, cóż na to poradzić, że mam takie paskudnie skryte usposobienie, iż trudno mi się zdobyć na szczerość. Na to składały się lata całe... Dopiero, przez te dwa dni, przez które cię nie widziałem,

138