Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co takiego? Ha! ha! ha!...
Mańka śmiała się głośno i dość długo. Naprawdę, bezczelni są ci mężczyźni i nieprzebierający w środkach! Hipcio miał ją za zbyt naiwną....
— Pan ożeniłby się ze mną? — zapytała.
Welesz uczynił minę poważną i wstał z kolan.
— Tak!
— Paradni jesteście! — zawołała teraz z gniewem. — Paradni, wy wszyscy jegomoście, którzy, gdy wam zapachnie... ciało kobiety, wygadujecie nie wiedzieć co... Uważam to za dobry żart!... Byle dojść do celu, każda obietnica dobra!... Jak sięgał, to przysięgał, jak dostał, to zaprzestał!... Hę?
Welesz, mimo gniewnego nastroju dziewczyny, zachował zupełną powagę.
— Lubię niewiasty z temperamentem! — oświadczył. — Pani, gdyby się choć trochę przywiązała do mnie, potrafiłaby mnie utrzymać... Nie rozumiem, czemu pani nie bierze na serjo moich słów? Przeszłość żadnej kobiety nie obchodziła mnie nigdy.
— Zostawmy moją przeszłość w spokoju! — przerwała. — Ale przecież pan ma żonę?
— Cóż z tego!
— Jakto, cóż z tego?
— Wszak rozejść się mogę!
— Pan chce się rozejść ze swoją żoną?

Mańka aż dusiła się z oburzenia na tyle hipokryzji. Widząc, że nie zdobędzie ją pieniędzmi, kusił małżeństwem, kusił obietnicą spokojnego bytu, dostatku, przyzwoitego nazwiska... byle zadowolnić swój kaprys, byle zaspokoić swą żądzę... Łajdak skończony! Doriałowicz był uczciwszy, bo w gruncie nie obiecywał nic! Teraz wcale nie żałuje już Mańka, iż uległa prośbom Weleszowej... Da mu dobrą naukę, dobrze z nim zagra...

114