Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skrótami i chaotycznie, nie mogąc z początku pochwycić ich sensu...
Lecz ostatnie zdanie wyjaśniało wszystko... Drgnął, poczerwieniał i wyszeptał:
— To okropne!... Ależ ja muszę w tej chwili Mary uprzedzić...
Wyciągnął rękę po telefoniczną słuchawkę... i nagle zwalił się bez szelestu, na gruby perski dywan, zaścielający podłogę gabinetu.
Gdyby Korski nie był się tak zagłębił w przeglądanie notatek, w czasie czytania których zapomniał o świecie bożym, posłyszałby może pewne podejrzane odgłosy i spostrzegłby, że od dłuższej chwili w pokoju nie jest sam.
Ktoś, kto go śledził bacznie, niczem drapieżnik, czyhający na zdobycz, podkradł się od tyłu bez szelestu — jak podkraść się umie tylko kobieta — i silną, pewną dłonią, uzbrojoną w tępy przedmiot, z całej siły wymierzył mu cios...


Rozdział IX.
UCZTA U MARY...

Dzień następny był jednym z najbardziej pamiętnych dni w życiu Mańki.

Przedewszystkiem, od samego rana, nic się jej nie wiodło... Daremnie oczekiwała na wizytę Korskiego, a ten nie przybywał. Z początku tłomaczyła sobie, iż nie przybywa, zatrzymany jakąś pilną sprawą, lecz gdy zegar wydzwonił trzecią godzinę, a później jego wska-

107