Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tapczan stróża, na którym spał najwidoczniej. Koło tapczana, mała kopcąca naftowa lampa...
Rozczarowany wychodziłem z domku, a pan dozorca, który otulony w barani kożuch postępował w ślad za mną, złośliwie wymruczał.
— Kontent, pan dziedzic? Wszystko w porzundku?
— A ten jęk? — wyrwało mi się mimowoli, gdyż wciąż jeszcze byłem pod wrażeniem.
Jaki? Pewnikiem koty hałasowały na dworze! Zwyczajnie!...
— Czy niema tu w pobliżu innych budynków?
— Nijakich — mamrotał — ciągiem... alembik, jaśnie panu, tak szumi... a za fatygę by się zdała piątka...
Rzuciłem banknot. Ująwszy Renę pod ramię powracaliśmy rozmokłą ścieżyną do pozostawionego auta. Dalsze poszukiwania były bezcelowe. Nagle przerwała milczenie.
— A jednak przysięgłabym, że to był głos kobiecy! Nie odpowiedziałem nic, lecz... lecz i mnie się wydawało. Nie wiem dla czego wydawało mi się również, że pan dozorca, chytry lis, drwił z nas najwidoczniej...




II.
Panny Łomnickie.

Powiedział jakiś filozof, że myśli mężczyzny są zgoła odmienne po ogoleniu i przed ogoleniem. Maksymy tej doświadczałem na sobie, gdy nazajutrz, pięknie wyświeżony, wiązałem krawat w żółte i czarne kwadraty „krzyżówkowy” przed lustrem. Potoki dziennego