Strona:Stanisław Żółkiewski-Początek i progres wojny moskiewskiej.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ale sam się z nimi umawiać, żeby dziś koniec był albo na tę, albo na owę stronę. A tak, żeby pan Sapieha z przedniejszemi na rozmowę do niego przyjechał.
Pan Sapieha, albo raczej wojsko jego, postrzegszy wojsko pana hetmana i moskiewskie nad sobą, strwożyli się bardzo, i była Moskwa zatym i pana hetmana prosili, żeby im pozwolił uderzyć na strwożone, niegotowe. Ale nie dopuścił pan hetman.
Wtym nim jeszcze pana Sapiehę listek pana hetmana doszedł, przybiegł Pobiedziński z pięciu rotmistrzami, prosząc bardzo pokornie pana hetmana, żeby nie kazał wojsku następować. Pan hetman i sam nie myślił hostiliter[1] przeciwko nim czynić; jedno żeby tym postrachem do rzeczy słusznych ich przywieść.

Jakoż wyjechał pan Sapieha zaraz i tam wedle tego, jako było od pana hetmana proponowano, deklarowali się i ręki daniem potwierdzili, że gdzieby pan ich nie chciał na tym przestać, co mu było od pana hetmana ofiarowano (a było też ze strony Grodna i Sambora), iż dalej nie chcieli przy nim stać. Impostor nie był wtenczas w obozie, bo stamtąd dwie mile był u żony w monastyrze, który Moskwa zowie Nowogrosze. Odłożyli tedy jutro dać znać panu hetmanowi, jeśli się tym impostor kontentuje, albo i nie. Ale on nie myślił się tym kontentować, a tym więcej jego żona, i jako była niewiasta ambitiosa[2], grubo dosyć blekotała[3]: »Niech też król jegomość ustąpi carowi jegomości Krakowa, a car jegomość da królowi jegomości Warszawę«.

  1. hostiliter, wrogo.
  2. atabitiosa, chciwa zaszczytów.
  3. blekotała, bełkotała.