Strona:Stanisław Żółkiewski-Początek i progres wojny moskiewskiej.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

co prędzej skłaść. Jakoż stało się w lot i zaraz jeździe kazał dla ratunku piechoty przychodzić. Przeprawiło się niemieszkanie z tysiąc koni. Wołujew, gdy obaczył swoję piechotę uciekającą od grobli, naszę prędko za nimi następującą, chcąc i swą ratować i naszę, widząc ich sine praesidio[1] jazdy, znieść, wypuścił z gródka do trzech tysięcy ludzi jezdnych i pieszych. Lecz iż nasza jazda prędko się przeprawiła, zwiedli z nimi na onym polu, które było pod samym grodkiem, bitwę i rozgromili ich nasi, że jedni do grodka, drudzy po bok grodka jęli uciekać. Tak piechota nasza odratowana.
W onej jednak potyczce nie było bez szkody, do kilku dwudziestu naszych zabitych i poranionych, a między inszemi pan Marcin Wajher, dworzanin króla jegomości, młodzieniec grzeczny, postrzelony głowę tamże położył. W Moskwie nierównie większa szkoda i więźniów ich żywcem do kilkunastu ich pojmano.
A iż tak z przypadku raczej niźli z umysłu i ta potrzeba zwiedziona i grobla, o której przejście większej trudności pan hetman spodziewał się, opanowana, kazał tym lepiej most naprawić i część wojska tam zaraz za groblą przeciwko grodkowi postawił. A nazajutrz ze wszystkim wojskiem przez groblą przeszedłszy, na wielkim szlaku od Możajska, którędy posiłków Wołujew oczekiwał, położył się. Bo i pułk pana Zborowskiego posłyszawszy, że się pan hetman z nieprzyjacielem ściera, (było tam siła ludzi dobrych rycerskich, którzy żałowali, że przy tych potrzebach nie byli), tegoż dnia z panem hetmanem się złączył.

Było niektórych zdanie, żeby do grodka szturmem ludzie przypuścić, ukazując, że nieprzyjaciel strwożywszy się

  1. sine praesidio, bez osłony.