rzaną, a pod nim para butów, bo niekiedy i noce na nim spędzać musiał Puciata, gdy czasy nastały gorące. Na półeczce téż widać było flaszkę, talerzyk i kawałek nadkrojonego sera.
— Dobra nasza — rzekł. — Hetmanowa cię dziś przyjmie. Panna Rozalia mi się dobrze spisała. (Tu rozśmiał się garbus). Niemłoda panna i nieładna, ale zażywna i wesoła, a ja nie mam prawa bardzo przebiérać. Co z brzegu, to nieprzyjaciel. Ona jedna się zna na tém, że i ja cóś wart jestem choć garbaty, a lubi mój głos, bo mam dyszkant, jak wiész, i nie straciłem go.
To mówiąc, zaczął cóś nucić pod nosem.
— Zatém — dodał — chodź, zaprowadzę cię i oddam w ręce Rózi. Daléj dawaj sobie sam rady, jako wiész i umiész. To tylko pamiętaj, że hetmanowa jest porywcza; ze słowem trzeba być ostrożnym.
— No, nie bój się — odparł Serwacy — jakoś to będzie; jam téż nie nowicyusz.
Na skromne ubranie przyjaciela spojrzawszy Puciata, bo tego dnia tylko buraczkowy żupanik wdział Serwuś i co do niego należało, kiwnął głową, poprowadził go małemi drzwiami w korytarz i ciasnemi schodkami na górę. W prawo były apartamenta pani hetmanowéj, do których przystęp o téj godzinie wydawał się niełatwym. Sień i przedpokoje zajmowała ciżba różnego rodzaju ludzi, Żydów najwięcéj, Żydówek zawiniątkami jakiemiś pod pachą, suplikantów szlachty ubogo odzianéj, kobiét, które się po kątach tuliły.
Puciata, przebiwszy się przez tę gąszcz, wprowadził od razu Serwusia do pokoju faworyty pani hetmanowéj, panny Rozalii Szypczyńskiéj. Tu także kilku Żydów stało na poufnéj konferencyi;
Strona:Skrypt Fleminga II.djvu/53
Wygląd
Ta strona została skorygowana.