Dowiodły Orpheowe rymy do łożnice:
Aliskie, i Meliskie do nich się łączyły.
Nie długo się ucieszy, kto ma gniewne bogi.
Dla ciebie, cna krolewno, znowu wicher srogi
Uderzył: już Grecyja przed oczyma była,
I wparła na Libijskie nieprzebyte brody,
Gdzie się zmieszane z piaskiem kręcą mętne wody;
A nawy abo w wirach toną ponurzone,
Abo w piasczystym mule wiązną pogrążone.
Aż jem do ostatniego głodu przychodziło.
Przychodziło i do ostatniego zwątpienia,
Że wszyscy pewni byli jawnego zginienia.
Sam tylko Orpheus był serca jednakiego,
Nie ubliżali[1] łaską swoją stateczności.
A gdy już zamierzony kres wszystkich trudności
Nadchodził, on to naprzod podał Jazonowi:
Potrzeba (prawi) pokłon oddać Trytonowi.
Ten tylko rad pomaga, kto wdzięk jaki czuje.
Natychmiast chętny Jazon kosztownej roboty
Oddał mu na ofiarę trzynog szczerozłoty.
A Tryton się ukazał jawnie nad wodami
I wodzem był, i drogą bespieczną prowadził.
Aż ich na pożądany brzeg Grecki wysadził.
Coż ja czynię? nie o tym zaczęła się mowa,
Ani tej nocie służy chwała Orpheowa.
- ↑ ubliżać (stateczności) — próbować, doświadczać, kusić