Woda się nie ruszyła; po niej, jako skały
Długim rzędem, wszystkie się panny umywały;
Ale kiedy już na was kolej przychodziła,
Czyście nie zbladły? czyście nie skamiały[1] prawie?
Znać było zaraz grzech wasz po samej postawie.
Jedna się schylić chciała a już wody wrzały,
Kto winien, ten ucieka; pełno w sercu trwogi.
Trudno inaczej było, jedno zaraz w nogi.
Ale ucieczka prożna, mocna boska siła
Bo was przeklęctwem srogiem tudzież dogoniła.
O na swe i na moje imię mało dbałe!
Tegoście się na dworze moim wyćwiczyły?
Tegoście się pod bokiem moim poważyły?
Na to wam wyszły chęci moje i zabawy?
Miejcie pamiątkę tego: aby się kajała
Setna po tym i mieśce[2] szanować umiała;
Rozkazuję, abyście przy tym błocie stały.
(A wyście ku jakiemuś błotu przybiegały).
Ruszyć nogą, a noga w korzeń już wrastała.
Chciała rękami klasnąć; jako się rękami
Zaniosła, tak obrosła wszystka gałęziami:
Ciało w pień poszło, członki skorą obleczone,
Na poły blade, pełne niesmacznej gorzkości:
Znak przestrachu i waszej ostatniej żałości.
I stałyście się nowo na ten czas wierzbami,