Strona:Seweryn Goszczyński - Sobótka.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spotkanie mnicha tego narobiło,
Że Janosz żyje Bóg wie po jakiemu!«
— »Jakże to było? jakże to tam było?
Powiedzcie, matko; będziem radzi temu.
Téj całéj sprawy nie jeden z nas nie wie.«
— »Ludek nam powie!»« rzecze Salka żywa.
»Oni go nieraz spominają w śpiewie,
Oni to znają. Niech Ludek zaśpiéwa.«
Na błagające spojrzenia dziewczyny,
Na zaklinanie skupionéj drużyny,
Ludek rad nie rad ku ognisku wrócił,
I z wtórem kobzy tak znowu zanucił:

Ranna jaskółka na juhasów woła,
Pstrokacieją Wyżni boki.
Czego Wyżnia tak pstrokata?
Czy jaki wicher dmie w Gewont wysoki[1]
I na sztuki go rozmiata?
To Janosz swój statek rozpuścił do koła.
Dzwoni fujara, i śpiéwek na drzewa,
Idzie górami w sto śpiéwek;
Któż te cudne pieśni składa?
Czy za górami sto góralskich dziéwek,
Stu góralom odpowiada?....

Tu pieśniarz uciął; pod palcem kobziarza,
Pękły z dalekim jękiem wszystkie druty.
Ze środka lasu wypadł wicher luty:

  1. Gewont góra uderzająca kształtem nagiéj ściany, leży między Zakopaném, a Kościeliskiem.