Strona:Seweryn Goszczyński - Sobótka.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ślepa ćma się snuje,
Wszystko mnicha czuje.

Mnich posuwa lotem kozy,
Po przepaściach przez wąwozy;
Na sam szczyt drzewa śmignie wiewiórką;
Krzaki najgęstsze przemknie jaszczórką;
Z głazu, mchem wyśliźnie,
Z wód, łososiem bryźnie.

Na wyżynie, na głębinie,
W wąskiéj, jak włos, rozpadlinie,
W promyku rosy, w fijołka woni,
Wytryśnie widmo, wiatrem pogoni:
Gdzie nie pomyśl zajdzie;
Gdzie się nie skryj znajdzie.

Nie pamięta żaden żywy,
Kiedy wszczęły się te dziwy.
Kiedy się skończą, któż zgadnąć może?
Potłum to licho, prosimy, Boże!
Mocą krzyża swego
Zasłoń nas od niego.

»Oj dzieci! z mnichem nie trzeba żartować!«
Rzekła Plewina, staruszka ostrożna:
»Kogo przydybie ta mara pobożna,
Lepiéjby temu żmiję pocałować.