Strona:Seweryn Goszczyński - Sobótka.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Plączą się koła, ogniska mrugają,
Połyska w ogniu topór tanecznika;
I zręczny skoczek ogniem się przemyka.

A w tém od starców głos o posłuchanie.
Kiczora mówi; głowa dawno siwa;
Zamożny gazda na wielkiéj polanie[1],
Co ku wschodowi w piękne niwy spływa,
Z góry przezwanéj mianem jego rodu[2].
We czci on wielkiéj u swego narodu.
Na jego okrzyk błyśnie, mówią ludzie,
Więcéj watażek niż ma owiec w trzódzie[3].
Dzisiaj już tańczą jego praszczurzęta.
A chociaż sprawy odwieczne pamięta,
Jednak, nikt dotąd nie postawi śmiało
Swojego barku przed jego dłoń wprawną.
Raz Janoszowi tylko się udało
Rozbroić starca, gdy ten z butą dawną
Przysiągł oczyścić góry od téj zgrozy,
Napadł go w lesie, i chciał wziąć w powrozy.
»Dzieci!« zawołał: »taniec ja wasz chwalę,
Chwalę te pieśni; ależ wy górale,
Wy dzieci Tatrów, co u wszystkich w sławie,
Wstyd zapominać swéj ziemi w zabawie.
Znam wiele świata; widział ja za młodu
Nie mało ludzi, nie jedną opokę.
Kiedym przemierzał ślak do Carogrodu[4],
Gdzie się już morze zaczyna głębokie;

  1. Gazda w dyalekcie góralskim to samo, co u nas gospodarz, kmieć.
  2. Kiczora, góra łącząca Wyżnię z Kluczkami; pośrednia między obiema, co do wysokości, zowie się inaczéj Ciaski.
  3. Wataszka, siekiérka góralska, na długiém drzewcu osadzona, służy razem do podpiérania się; zowią ją także ciupaga.
  4. Przemysł i handel zawodzi górali w dalekie kraje.