Strona:Seweryn Goszczyński - Sobótka.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niech wieczne wieki piekło łzami gasi,
I nigdy łaski niebieskiéj nie zyska,
Jak ja nie mogę, bez méj lubéj Kasi,
Do góralskiego przysiąść się ogniska!«
Żal tak łający, gorzki był jak piekła;
Zaświadczy jemu łza, co z ócz pociekła.
Lecz towarzysze skarg tych nie słyszeli;
A choć słyszeli, to nie zrozumieli,
Jakby to można, przez jedną dziewczynę,
Za życie zbójcy, oddać swą dziedzinę,
I jednym smutkiem, smutkiem po kobiécie,
Struć swoje szczęście, zabić całe życie.
Jak rozkochani w stos patrzali oni;
I Janosz, gorzką łzę z lica otarłszy,
Za tancerzami weselszy wzrok goni.

Szérzéj i jaśniéj, płaszcz ognia monarszy,
Przejrzyste poły w około rozkłada.
W osobnym tłumie zebrali się starce;
Głos ich poważny, roztropna biesiada;
A oczy żywsze przy brzęczącéj czarce.
Z nimi matrony i dzieci zasiadły,
I czujne kondle przy nich się układły.
Do koła stosu mniejsze ognie świecą,
A każdy nową uciechę rozpala,
A każdy głośną opasany zgrają.
Pół-widne kształty za kształtami lecą;
To ćmą, to blaskiem, jak płynąca fala.