Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lów wydaje mi się być w pewném pokrewieństwie z arabskim: nie mogą mieć Farysów, przestają na zbójnikach. Położenie ich nie dozwala im zamienić się w hordę Beduinów, ale z drugiéj strony położenie to robi niekiedy gorala zbójem. Dziwne jest w tym względzie pobłażanie mieszkańców, a nawet rodzaj opieki. Zbójnicy przychodzą np. do Bacy i każą sobie dać tyle owiec, tyle sérów, i t. d. Baca nie robi oporu, składa żądaną żywność, jakby się składała kontrybucja, a jeszcze właściwiéj jakby się płacił podatek. Widzi on wprawdzie swoją szkodę, ale ją uważa niejako za konieczną, a może nawet w duchu usprawiedliwia to postępowanie, przypominając sobie, że przed czasem on sam żył podobnie. Bo i dziś takie bandy tworzą się często z samych-że Juhasów, a przyprowadza ich do tego potrzeba nocnéj biesiady. Sami ubodzy ucztują kosztem zamożniejszych.
Teraz możemy przypatrzyć się bliżéj i szczegółowiéj życiu zbójników w powieściach i pieśniach.
Najgłośniejszym bohatérem zbójectwa w Tatrach, jest tak zwany Janoszyk; żył on w końcu przeszłego wieku. Tysiące powieści krąży o nim dotąd. Te powieści przystrajają go we wszystko co tylko potrzeba aby zbójectwo podnieść do ideału. Janoszyk jest ideałem zbójcy najukochańszym, na jaki tylko wyobraźnia goralów zdobyć się może. Skupiają się w nim wszystkie przymioty zbójcy, wszystkie zalety