Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w górach mimo to, zbójectwo nie zniknęło, nie wywietrzało, że tak powiem z ducha goralskiego. Jakkolwiek główna jego siła zapadła już w przeszłość, połyska z przeszłości urokiem przyćmionym znacznie, wszakże nieraz jeszcze znajduje swój odblask w obecności; goral z pewną tajoną chlubą wywołuje pamięć głośnych zbójców, daje im swoją sympatją a niekiedy puszcza się w ich ślady. Ważna jest rzecz z tego stanowiska patrzyć na zbójectwo w górach: inaczéj pojęcie jego, sąd o niém, będą fałszywe, a to sfałszuje sąd ogolny o goralach.
Zapatrywanie się gorali na zbójectwo znacznie różni się od naszego. Zbójectwo w oczach gorala nie jest rzeczą tak obrzydliwą i hańbiącą jak dla nas; zbójnik dla gorala nie jest takim zbrodniarzem jakby według prawa być powinien. Wiem to z doświadczenia, dotknąłem się téj strony goralów; przyświadczają mi czyny. Prawda że zbójcy dzisiejsi nie są to zbójcy okrótni, krwawi, straszni, jak byli dawniéjsi, jak przynajmniéj wyobrażamy ich sobie wszystkich z powieści o niektórych, z niektórych wydarzeń; ale ta okoliczność najmniéj wpływa na pobłażanie gorali temu rzemiosłu.
Goral może się obawia swego zbójcy, ale się nim nie brzydzi; w jego obawie jest więcéj poszanowania jak wstrętu. Możnaby powiedzieć, że zbójectwo między górami jest uważane jako rodzaj rycerskiéj szkoły, przez którą goral nie wzdraga się przechodzić; nie