Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tkane, a co brakuje w ozdobności to dopełnia świéżość budowy, jak u człowieka młodość pokrywa nieraz brak urody. Z resztą... dla mnie to konieczne: często obiegam te ściany spojrzeniem i widzę w nich nic więcéj dla mnie, tylko rodzaj szałasu podróżnego, wystawionego naprędce i na krótko.
I dla czegoż to piszę? dla czego chcę zachować pamięć tych drobiazgów? Niema-ż w tém własnéj miłości? Nie! jest miłość, ale przez wdzięczność i dla tych miejsc i dla ich właścicielki. Ona swoim duchem wszystko tu ożywia, dobrocią umila, własną wartością podnosi. Ilem jéj winien i w jaki sposób? to się nie da wypowiedziéć. A choćbym i wypowiedział, innym byłoby to obojętne, a ona zapewne czytać tego nie będzie.
Pani T... jest już matką dwóch synów i pięciu córek, a babką kilkorga wnucząt. Nadźwigała się więc niemało krzyżów tego życia i niemało lat cięży na niéj; mimo to, czerstwa i silna, ciałem i umysłem. Sama dotąd zawiaduje majątkiem, i daje sobie radę w trudnych wypadkach. Ale jest to jedna z mniejszych jéj zalet; co zmusza czcić ją i kochać, to przymioty kobiéty i matki. Mało znam kobiet, któreby połączyły w tym stopniu tyle dobroci, łagodności, słodyczy charakteru, z energią poświęcenia gdzie tego potrzeba; tyle miłości rodzinnego kółka z miłością dalszych; tyle swobody, żywości, wosołości z wiekiem lat tylu; któreby nakoniec przy tak szczupłych