Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
OSTATNI WIECZÓR.

Onego ostatniego wieczoru, poprzedzającego odjazd Klary Gulli do Sztokholmu, nie mógł jakoś Jan dojść z niczem do ładu i skończyć swych zajęć. Zaraz po powrocie od roboty, powiedział, że musi iść do lasu po drzewo. Potem zajął się wstawianiem wyłamanej deski do furtki, która od roku już świeciła szeroką szczeliną, gdy zaś to skończył, zaczął z wielką troskliwością porządkować swoje przybory rybackie.
Przez cały czas rozmyślał nad tem, że dziwnym trafem nie odczuwa żadnego zmartwienia. Czuł się dziś znowu takim, jak przed ośmnastu laty. Nie umiał się radować, ani też martwić. Gdy ujrzał na szczycie Storsnipy Klarę, wyciągającą ramiona, by objąć świat, w tej chwili stanęło jego serce niby zegarek, który uderzył o coś z wielką siłą.
Podobne rzeczy odczuwał nieraz dawniej. Ludzie chcieli, by się radował z tego, że mu się ma urodzić dziecko. On jednak nie robił sobie z tego nic a nic. Teraz spodziewali się znowu wszyscy, że będzie lamentował i rozpaczał. A on nie odczuwał żadnego zmartwienia.
W izbie było mnóstwo ludzi, bo cała wieś zbiegła się pożegnać wyjeżdżającą Klarę. A Jan wstydził się poprostu wejść, bo zobaczonoby, że ani nie płacze, ani się nie żali. Lepiej się tedy było nie pokazywać, ale siedzieć w szopie.