Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
CZĘŚĆ DRUGA.
LARS GUNNARSON.

Eryk z Falli i Jan ścinali pewnego mroźnego dnia zimowego drzewa w wysokopiennym lesie.
Przepiłowali gruby pień, a drzewo zachwiało się. Obaj odskoczyli na bok, by ich nie ogarnęły gałęzie padającej na ziemię jedli.
— Uważajcie, gospodarzu! — zawołał Jan — Pada na waszą stronę.
Erykowi starczyłoby jeszcze czasu na odskoczenie dalej, podczas gdy pień chylił się zwolna ku niemu. Ale ściął już dużo jedli w swem życiu, to też mniemał, iż się na tem lepiej od Jana rozumie i nie ruszył się wcale z miejsca. Za chwilę leżał na ziemi, a na nim leżały gęste konary drzewa.
Padając nie krzyknął wcale, a gałęzie przykryły go tak dokładnie, iż znikł Janowi z przed oczu i tenże mimo rozglądania się wkoło, nie widział gdzie się podział jego chlebodawca.
Niebawem posłyszał Jan głos Eryka, którego nawykł słuchać od czasów dawnych. Ale brzmiał on cicho i niewyraźnie, tak, iż ledwo mógł zrozumieć słowa.
— Idź do domu, Janie, i sprowadź ludzi i konia z saniami, by mnie zabrać z lasu.
— Możeby wydostać was wpierw gospodarzu z pod gałęzi? Czy was bardzo przygniatają? — spytał Jan.
— Rób co kazałem! — ozwał się Eryk.