Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

winno było napawać rodziców radością, że dzieciom dostało się coś lepszego, niż im samym i że mogą sięgnąć wyżej.
Onego dnia, kiedy Jan szedł na egzamin, wiódł on przez całą drogę za rączkę swą małą Klarę Gullę, jak to zawsze miało miejsce i rozmawiali ze sobą po przyjacielsku i szczerze.
Gdy jednak Klara Gulla znalazła się w pobliżu szkoły i zoczyła kupkę dzieci, czekających u wejścia, wysunęła dłoń z ręki ojca i przeszła na drugą stronę drogi, znalazłszy się zaś pod samym budynkiem, zupełnie zapomniała o Janie i przyłączyła się do współuczniów.
Podczas egzaminu siedział Jan ze Skrołyki na krześle w bezpośredniem sąsiedztwie katedry, pomiędzy wysokimi dostojnikami i członkami rady szkolnej. Był on zmuszony zająć to miejsce, inaczej bowiem nie byłby widział nic prócz pleców Klary Gulli, siedzącej pośród najmłodszych uczniów, w pierwszej ławce na prawo od katedry. Gdyby nie to, za nic w święcie nie byłby się ośmielił siadać na tak poczesnem miejscu. Kto jednak był ojcem tak niezrównanego dziecka, jak Klara Gulla, nie miał powodu, uważać się za coś gorszego niż każdy inny parafjanin.
Klarcia, z miejsca swego musiała widzieć ojca, inaczej być nawet nie mogło. Mimoto nie spojrzała nań ani razu i wydawało się, że dla niej nie istnieje wcale.
Natomiast wpatrywała się bez przerwy w nauczyciela. Zajęty był on właśnie egzaminowaniem starszych dzieci, siedzących na lewo od katedry. Musiały czytać, pokazywać na mapie różne kraje i miasta, rachować na wielkiej tablicy, a nauczyciel miał ledwo czas, rzucić okiem ku malcom po prawej. To też nicby