Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kience. Pewnie nikt z ludzi nie był tak szczęśliwy, jak Jan tego dnia.
Nagle szczęście jego zagasło, a i ona nie doznawała już potem prawdziwego wesela i szczęśliwą się nie czuła.
Wysilała się, by utrwalić sobie w myśli to oblicze ojca i sprawiało jej to ulgę wielką, a jednocześnie podniosła się w jej sercu i rosła ciągle fala miłości.
Obraz ten zdawał dawać jej spokój, więcej niż spokój, pewność absolutną i niewzruszalną, że niema się czego bać.
Patrzył na nią zacny, kochający ojciec, Jan ze Skrołyki, nie zaś sędzia. Nie miał zamiaru wymierzać sprawiedliwości, nie chciał ściągnąć na jej głowę kary i nieszczęść.
Wielki spokój wstąpił w Klarę Gullę. Od chwili gdy zdobyła możność widzenia go takim, jaki był dawniej, wkroczyła w świat, gdzie nie było nic prócz miłości. Jakże by mogła przypuścić, że ją nienawidzi? Wszystko przebaczył... wszystkiego zapomniał.
Na każdym kroku chciał jej teraz strzec i ochraniać ją. Tego tylko chciał wyłącznie.
Ponowna fala miłości zjawiła się w jej sercu, fala potężna, napełniająca całe jej jestestwo. Jednocześnie wiedziała, że wszystko zostało skończone, a z ojcem łączy ją ta sama co poprzód miłość, większa nawet może! Kochała go, przeto nie trzeba jej było pojednania, ni pokuty nikt jej nie narzucał.
Klara Gulla zbudziła się jakby ze snu. Podczas kiedy stała wpatrując się w oblicze swego ojca, ceremonja pogrzebowa odbywała się. jak zawsze. Proboszcz zwrócił się teraz z kilku słówkami do zebranych i podziękował, że zjawili się tak tłumnie. Nie jest to, powiedział, pogrzeb człowieka możnego i wybitnego, ale