Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jana Andersona ze Skrołyki, odpowiedział bez chwili wahania, zupełnie jakby nigdy nie istniał na świecie jakiś cesarz Portugalji.
Proboszcz siedział pod ścianą w głębi izby i trzymał rozłożoną przed sobą na stole wielką księgę, a obok niego Lars Gunnarson i pomagał mu wyjaśniając, kto w czasie ostatniego roku wydalił się z gminy, kto się ożenił, czy zmarł.
Kiedy Jan dał odpowiedź jak należy, wszyscy zobaczyli, że proboszcz zwrócił się do Larsa z niedosłyszalnem pytaniem.
— O, nie było tak źle, jak się zdawało! — powiedział Lars — Wyperswadowałem mu to! Teraz codziennie przychodzi tu do Falli i pracuje jak przedtem.
Lars nie był tak taktowny, jak proboszcz, i odpowiadając, nie zniżył głosu, toteż wszyscy zrozumieli, o co idzie i oczy wielu zwróciły się na Jana. Ale on siedział spokojnie, jak gdyby nie słyszał nic a nic.
Rozpoczęła się katechizacja, a proboszcz kazał powiedzieć czwarte przykazanie kilkunastu młodym, zatrwożonym trochę parobczakom, którzy mieli dnia tego być pytani, dla zbadania, czy obeznani są należycie z zasadami wiary świętej.
Nie stało się to tak całkiem przypadkowo, że proboszcz wybrał właśnie to czwarte przykazanie za temat nauki. Znalazł się w wygodnej, zacisznej izbie, z ławkami wzdłuż ścian, pełnej staroświeckich naczyń, noszącej niezaprzeczalne znamiona dobrobytu. Czuł tedy potrzebę przypomnieć słuchaczom o tem, że dobrze dzieje się tym rodzinom, które trzymają się z pokolenia w pokolenie razem i gdzie młodzi pozwalają starszym rządzić i władać, póki im starczy sił, potem zaś szanują ich i otaczają opieką aż do śmierci.