Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A może nie wiecie jeszcze, co się stanie?
Jan wiedział dobrze co się stanie, ale nie zdał sobie dotąd sprawy, jak ludzie przyjmą jego postanowienie. Może im się wyda potrochu niegodnem cesarza.
— Ja, będę musiał zostać w domu! — odrzekł wreszcie — Nie mogę zostawić samej Katarzyny! Nie mogę!
— Więc Katarzyna nie pojedzie do Portugalji?
— Nie! Katarzyna nie da się nakłonić do porzucenia domu, a ja zostanę z nią. Trudno, jeśli się komuś przysięgło wierność w doli i niedoli...
— O tak! — zawołała panienka, która rozpytywała o wszystko najgorliwiej — Rozumiem dobrze, że przysięgi tej łamać nie wolno! Słyszycie? — spytała zwracając się do reszty — Jan nie opuści sejw żony mimo, że go czekają wszystkie cuda Portugalji!
I dziwna rzecz! Wszystkie uradowały się tem co powiedział. Klepały go po plecach i mówiły, że to bardzo pięknie z jego strony. Mówiły też, że to dobry znak. Nie przepadł jeszcze całkiem zacny, poczciwy Jan Anderson ze Skrołyki.
Jan nie rozumiał, co chciały wyrazić owemi słowy. Musiały się cieszyć z tego, że nie stracą go ze wsi.
Panienki pożegnały się i poszły dalej, mówiąc, że idą do huty duwneńskiej, gdzie się dzisiaj odbywa zebranie towarzyskie.
Zaledwo poszły, dziwnym trafem pojawiła się natychmiast Katarzyna. Musiała chyba stać za drzwiami i czekać: Nie chciała wchodzić, widząc że w izbie są obce osoby, ale stała napewne w pobliżu i Bóg raczy wiedzieć ile posłyszała z rozmowy toczonej w izbie.