Strona:Selma Lagerlöf - Tętniące serce.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu rękę i złożył życzenia długich, szczęśliwych lat życia.
— Aa... Janie... przybyłeś tedy? — powiedział porucznik nieco zdziwiony. Nie spodziewałsię widocznie tak wielkiego zaszczytu, zmieszał się i dlatego, nie uświadomiwszy sobie nowej godności Jana, nazwał go po dawnemu.
Człowiek tak dobry, jak porucznik, nie mógł mieć złych zamiarów i dlatego Jan zdecydował się zwrócić mu uwagę w sposób łagodny.
— Nie będziemy odnośnie do porucznika Liijecrony traktować sprawy zbyt surowo, zwłaszcza ze względu na dzisiejszą uroczystość. Ale nadmienić należy, że przysługuje nam tytuł cesarza Portugalji.
Jan wypowiedział te słowa jak mógł najłagodniej, ale mimo to wszyscy goście zaczęli się śmiać z porucznika, że zachował się tak niestosownie. Jan nie chciał mu psuć dobrego humoru w taki dzień, przeto dla zatarcia wrażenia zwrócił się do innych panów.
— Witam... witam... was szanowni panowie generałowie, biskupi i radni! — wykrzyknął głośno, zdjął czapkę i uczynił nią wspaniały gest w powietrzu.
Miał zamiar obejść wszystkich wkoło i uścisnąć każdemu dłoń, jak należy uczynić, znalazłszy się w towarzystwie.
Obok porucznika Liljecrony siedział mały, tłusty panek w białej kamizelce, fraku z haftowanym kołnierzem i szpadą przy boku. Gdy Jan zbliżył się, chcąc go powitać, podał mu miast ręki dwa palce.
Nie miał pewnie złego zamiaru, ale człowiek taki jak Jan, cesarz Portugalji, wiedział, że nie można pozwolić czynić ujmy swemu dostojeństwu.