Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Sądzę, że nie byłaby niczego w stanie odmówić ojcu swemu! — zauważyła Anna.
— Poszli tedy, minęli stajnie, potem pastwisko i skierowali się ku południowym moczarom, w pobliżu których kosili łąkę długi Bengt i dwaj synowie Vettera. Ile razy Śnieżka odbywała spacer z ojcem, zabierało jej to sporo czasu, mimo że droga nie była daleka.
Stanął i przyglądał się zbożu, potem przystanął znowu i rozmawiał z dziewką stajenną. Gdy doszli do wzgórza i lasku brzóz owego, stanął ponownie i obejrzawszy się, patrzył dobrą chwilę na nową plebanję, którą sam kazał wybudować. Po chwili przystanął znowu, by podnieść młodą sosenkę, leżącą wpoprzek drogi.
Muszę tu jednak dodać, że Śnieżka nie mogła czuć się długo niezadowoloną w towarzystwie ojca, bo jego zachowanie się i sposób patrzenia na świat i ludzi napawały ją zawsze głębokim podziwem.
Sądzę, że miała dużo racji, a ponad wszystko wzruszało ją i czcią napełniało to, że kochany jej ojciec spędził całe życie na stanowisku zastępcy plebana w małej, biednej wiosce na krańcach Wermlandii; mimo że był uczony i wymowny wielce, ponadto zaś postawny i sympatyczny, tak że mógłby był niewątpliwie zostać kanonikiem kapitulnym, lub nawet biskupem. Takby się stało, gdyby jeno chciał, jak ci się wydaje Anno?