Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nami. Gdzieniegdzie wrzynają się w wodę długie, wąskie przylądki, pokryte pięknemi brzozami, spuszczającemi nad samo jezioro gałęzie, zaś pośród fal widnieją małe, skaliste wysepki, na których rosną czereśnie i derenie, tak zasypane na wiosnę kwieciem, że zdają się narzeczonemi w stroju ślubnym.
Dziewczyna widziała to wszystko, o czem mówiła Maja Liza.
Pastorówna spojrzała w okno, na ową długą dolinę, potem uśmiechnięta zwróciła się znów do Nory, a słowa jej miały teraz jakiś nacisk, tak jakby dziewczyna winna była zwracać specjalną uwagę na to, co powie.
— Jeśli widzisz wszystko, to wpada ci pewnie w oczy piaszczysty brzeg w jednem miejscu, gdzie bawi się mnóstwo dzieci, kąpiąc się przez całe lato, zaś w drugiem miejscu brzeg podnosi się stromo, rosną na nim wielkie, ciemne sosny i grubemi korzeniami, niby sękatemi ramionami ogarniają skały. W innem jeszcze miejscu widzisz grunt bagnisty, porosły gęsto olchową krzewiną, niemal niedostępny dla wędrowca zaś za nim, piękne, szeroko rozlane łąki, gdzie się pasą trzody.
Dziewczyna była pojętna i widziała wszystko.
— Spójrz jeszcze uważniej, a zobaczysz w pewnem miejscu pionową, daleko w wodę sterczącą skałę, na której stają rybacy, zarzucając wędki, ile razy łapią okonie. Zobaczysz również kloce, leżące nad brze-