Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dawczyni. Zdawało się, że teraz musi nastąpić lada moment coś strasznego.
Tymczasem, o dziwo, nastąpiła rzecz zgoła nieoczekiwana.
Pastorowa rozejrzała się wokoło, jakby szukając osoby, chcącej jej przyjść z pomocą. Oczy jej spoczęły na nowoprzybyłej. Ale dziewczyna ptarzyła na nią przerażona, skamieniała, jakby ujrzała istną czarownicę. W zachowaniu pastorowej zaszła teraz zupełna zmiana.
Odstąpiła od drzwi w chwili, gdy klucznica znajdowała się o krok od niej, i rzekła:
— Obyczaj pozostanie obyczajem! Jeśli rzecz tak się w istocie ma, jak Kajsa powiada, i czeladź wolna bywa podczas świąt, to niechże już będzie. Ale mogłyście mi to, sądzę, powiedzieć spokojnie i wytłumaczyć, a nie powoływać się na swe prawa.
— Uczynimy to pewnie następnym razem! — odrzuciła ze złością klucznica.
Nie doszło jednak do sprzeczki, bowiem w tejże chwili właśnie rozległ się lekki dźwięk dzwonka z głębi domu.
— Pan pastor dzwoni na modlitwę poranną! — zauważyła. klucznica — Musimy zostawić kołowrotki, wyniesiemy je później.
Czeladź wyszła z kuchni, ale dziewczyna nie uszyła się krokiem. Skamieniała, rozmyślała nad tem jak to być może, by właśnie owa prządka przy