Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

odnowić. Takie rzeczy dostrzegamy jeno z wiosną, gdy patrzymy na drzewa, krzewy i pola, przywdziewające najpiękniejsze szaty swoje.
Może i plebanje, myślała dziewczyna, mają coś w rodzaju lata i zimy, tylko odstęp czasu większy jest niż u drzew i krzewów.
Wiosna nastawała, gdy jawiła się młoda para, budując na nowo, a usuwając stare graty. Zima zachodziła, gdy para owa zestarzała się, a to co wzniosła, groziło upadkiem. Wówczas przychodziło pożądanie sił nowych i nowego ładu.
Nora zdziwiła się, że takie myśli przyszły jej do głowy, musiała to sprawić noc tak ciepła, parna i tajemnicza. Ogarnął ją strach i chciała wrócić do domu, ale przypomniała sobie psa.
Rozglądając się za nim wszędzie i dumając, gdzie jest, spostrzegła, że coś chodzi na trawie pod jarzębinami.
Nora mieszkała od dzieciństwa w głębi mrocznego lasu, często o późnej godzinie załatwiając zlecenia matki, nigdy jednak nie widziała nic nadprzyrodzonego. Nie sądziła też, by to mogło nastąpić i nie bała się, bo matka wytłumaczyła jej, że niema zgoła zdolności do tego, by ujrzeć krasnoludka lub czarownicę.
Dziś jednak ujrzała coś niezwykłego, a fakt ten nie mógł ulegać żadnej wątpliwości. Trochę się przestraszyła, ale nie będąc płochliwą, nie uczuła