Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pory młodzieniec ani razu nie pomyślał o złamaniu ślubu, a nawet nie czuł żadnej pokusy, by to uczynić. Złożył swe serce wraz z ukochaną do grobu i wrócić ono już do życia nie może. Ale młodzieniec ten spotkał mamzel Maję Lizę pewnego dnia, przed kilku miesiącami biedną, opuszczoną i płaczącą dziewczynę. Była piękna, dobra, skromna, a ponadto bardzo podobna do zmarłej narzeczonej. Uczuł zaraz dla niej wielką sympatję i wydało mu się, że słyszy szept nieboszczki, wzywającej go, by dopomógł tej nieszczęsnej, będącej jej podobizną. Wówczas młodzieniec postanowił połączyć ją z najszlachetniejszym ze znanych sobie ludzi, to jest z własnym bratem. Widział, jak razem siedzieli u ogniska i marzył, że będą z sobą bardzo szczęśliwi. Ale ten postępek młodego człowieka przyniósł jeno zło, brat popadł w straszną sytuację, dziewczyna zaś bez żadnej winy została obwiniona o rzecz zdrożną. Wówczas wydało mu się, że zmarła wzywa go, by dziewczynie przynajmniej dał opiekę i schronę we własnym domu, gdzieby wolną była od szponów, jakie ją teraz szarpią, by stworzył jej cichą przystań szczęścia i wygody. W chwili, kiedy młody człowiek list ten pisał, taki był stan sprawy. Miał zamiar wysiać go nazajutrz, ale zawahał się i postanowił poprzód zasięgnąć rady pani, mamzel Majo Lizo.
Umilkł i, nie mówiąc już nic, rzucił jej list na kolana. Przeczytała adres. Skierowany był do: