Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To zbyt straszne! Nie mogę! Nie mogę!
— Tak, to rzecz straszna, — przyznała pani Beata — ale już się stało. Teraz pójdziesz do mnie, by się wypłakać.
Otoczyła ją ramieniem i powiodła ku drzwiom, a Maja Liza powtarzała ciągle, że nie jest w stanie uczynić tego, czego od niej żąda.
— Nie potrzebujesz już nic mówić! — pocieszała ją. — Ojciec rozumie wszystko. Jesteś jeszcze dzieciak.
Gdy stanęły w progu, poruszył się nakoniec Liljecrona.
Podszedł i otworzył przed babką drzwi, potem zaś spostrzegłszy, że drzwi na dwór wiodące zamknięte są na zatrzask, otworzył je również.
Następnie zauważył, że stopnie schodów podjazdu są strome i uciążliwe dla ludzi wiekowych, dalej, że do browarni wiedzie droga dość niewygodna, więc towarzyszył im przez cały czas, podpierając babkę. Zobaczywszy straszliwie strome i wąskie schody, wiodące do mieszkania pani Beaty, nie mógł w żaden sposób zawrócić, ale wprowadził staruszkę na górę.
Znalazłszy się w pokoju, przystąpił nagle, bez słowa objął babkę za szyję i pocałował ją w policzek. Potem uczynił to samo z Mają Lizą, objął ją w ramiona i ucałował.
Dokonawszy swego, milcząc znikł jak duch.