Strona:Selma Lagerlöf - Maja Liza.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zażenowała się wielce swego ubioru i chciała wysiąść, by wracać piechotą. Ale pastor postanowił jechać dalej, a ona zgodziła się na wszystko. Wjechali w las, a jazda stała się teraz jakaś dzika i niesamowita. Przerażona poprosiła, by stanął, gdyż chce wysiąść. Wówczas powiedział jej wezbranym złością, twardym głosem, że jadą do kościoła w Westmarku brać ślub. Myślała, że żartuje, siedziała tedy przez chwilę spokojnie, potem zaś ponowiła prośbę, by stanął i pozwolił jej wysiąść. Zdarł konia, stanął momentalnie i oświadczył, że może opuścić sanki, jeśli chce, ale uczyniwszy to straci wszelką nadzieję małżeństwa. Powiedział jej, że powziął zamiar pojechania do Westmarku i zaślubienia jej, jeśli atoli nie skorzysta z tej sposobności, druga nie zdarzy się już nigdy. Zarzuciła, iż ślub jest niemożliwy, gdyż nie wyszły zapowiedzi, a on odparł, iż stało się to już bez jej wiedzy w jej gminie rodzinnej. Twarz jego miała w tej chwili tak straszny wyraz, że omal nie zdecydowała się wysiadać. Ale wspomniała, iż utraci przezto szczęście całego życia, tedy nie wstała z miejsca. Przez całą dalszą drogę nękały ją wątpliwości. Wiedziała doskonale, jak ją nienawidzi, skoro może zmuszać do zaślubin bez przyzwoitej odzieży bodaj. Stojąc już u ołtarza, miała zamiar powiedzieć: nie, ale nie uczyniła tego, nie chcąc oddać ukochanego rywalce, która napisała ową obrzydliwą kartkę, będącą przyczyną wszystkiego